B

wtorek, 23 maja 2017

'Umowa' VIII



Genowefa Brzeska przez kolejne dni pobytu wykonywała różne sztuczki, by doprowadzić do spotkania z Ulą. Podpuszczała nawet Helenę, by zorganizować kolację z okazji imienin Marka, które nota bene wypadały dopiero za miesiąc. Na szczęście kobieta nie dała się w plątać w realizację tego planu twierdząc, że syn z pewnością nie będzie zadowolony. Majętna staruszka niepocieszona wróciła do Berlina, zapowiadając kolejną wizytę.

Dobrzański odetchnął z ulgą. Miał dwa tygodnie spokoju. Uznał, że najwyższy czas, by przeprowadzili się z Ulą do wynajętego mieszkania.  Dobrze w oczach rodziny będzie wyglądało, jeśli pomieszkają razem przed zaręczynami. Utwierdzi to jego rodziców, a zwłaszcza babkę w przekonaniu, że młody Dobrzański wie, co robi, a decyzja o ożenku jest świadoma, przemyślana i podyktowana chęcią stworzenia z ukochaną kobietą trwałego związku. Cieplak z pokorą przyjęła plany rychłej przeprowadzki i akceptując termin podstawienia samochodu, który miał przewieźć jej rzeczy, zaczęła stopniowo wypełniać kartonowe pudła swoimi rzeczami.

Miała dwa wolniejsze dni, więc mogła sobie pozwolić na domowe porządki. Od dwóch dni nocowała na Służewcu. A w zasadzie nie nocowała, a koczowała. Trudno się żyło pośród nierozpakowanych kartonów i chaosu panującego w mieszkaniu. Marek niby przebywał tam od tygodnia, ale sam wypakował ledwie trzy walizki z najpotrzebniejszymi ubraniami i zagospodarował kuchnię w podstawowe przedmioty niezbędne do przygotowania kawy i odgrzania jedzenia, które zamawiał, bądź przywoził z restauracji. Musiała się zagospodarować w miejscu, w którym miała spędzić najbliższy rok. Rozpakowywała kolejne pudła i porządkowała wybraną sypialnię. Postanowiła zająć największy pokój z dużą, trzydrzwiową szafą z lustrzanymi drzwiami. Vis a vis była nieco mniejsza sypialnia Marka, za to z oddzielną garderobą i od strony zachodniej. Zdecydowanie wolała mieć słoneczne poranki, niż duszne wieczory. Wniosła z dołu kolejny karton i niechętnie zabrała się za wyciąganie jego zawartości. Szybko zorientowała się, że karton nie należy do niej, a w jego środku znajdują się nowe ubrania Marka, jeszcze z metkami. Wyciągnęła jeden ze swetrów, który aż raził po oczach wielgachnym napisem ‘Hugo Boss’ na klatce piersiowej. Zerknęła na metkę i pokręciła głową w geście niedowierzania i całkowitej dezaprobaty. W oczy rzuciły się jej jeszcze bokserki innego, znanego projektanta z logiem ‘ck’ na gumce.
- Sweter za osiem stów, gacie za stówę. I’m not rich but I live like a millionaire – zanuciła pod nosem przebój stacji radiowych. Jako księgowa doskonale orientowała się w finansach Dobrzańskiego. Owszem, jego firma przynosiła przyzwoite zyski, ale to nie był powód, by każdego dnia zakładał na siebie ubrania o łącznej wartości kilku tysięcy złotych. Zresztą takie obnoszenie się z bogactwem od zawsze uznawała za tandetne. Najwidoczniej Marek był innego zdania. Wolał mieszkać w stosunkowo małym mieszkaniu na Bemowie i nie martwić się o byt na emeryturze, a za to teraz wydawać wszystkie zarobione pieniądze na egzotyczne wakacje, modne ciuchy i ekskluzywny samochód – Pewnie na tego Kleina i BWM wyrywał te wszystkie laski. Lanser pełną gębą – wywróciła oczami i wkładając sweter do środka podstawiła pudło pod drzwi jego sypialni.

Mieszkali razem od pięciu dni i to wspólne dzielenie przestrzeni wychodziło im całkiem dobrze. Być może dlatego, że się mijali. Marek wraz z ekipą przygotowywali jednocześnie dwie imprezy, trzydzieste urodziny znanej celebrytki i otwarcie nowego salonu jednej z najdroższych marek na polskim rynku. Do domu wracał późno, gdy Ula już się kładła, wstawał, gdy ona albo była już poza domem, albo tonęła w stertach papierów i wyliczeń. W piątkowe popołudnie zabrała się za porządki. Było widać nie tylko ślady bytowania, ale również bałagan, który pozostał po niedawnej przeprowadzce, jak choćby walające się po kątach puste kartony. Marek wrócił do domu wyjątkowo wcześniej. Najwyraźniej sobotnie urodziny były dopięte na ostatni guzik, a ich jutrzejszą realizację miały bezpośrednio nadzorować Daria z Patrycją.
- Co robisz? – zapytał przyglądając się jej z konsternacją, jak ściera parapety w salonie
- Sprzątam? – ten pytający ton aż ociekał ironią, bo co innego mogła robić ze szmatą w ręku
- A dlaczego? – dociekał rozglądając się po pomieszczeniu i zauważając kij od mopa niemal pod swoimi stopami
- A nie zauważyłeś, że jest brudno? – do tej pory miała go za w miarę inteligentnego faceta, ale w tym momencie miała wrażenie, że stoi przed nią laureat nagrody ‘idiota roku’
- Zauważyłem. Dlatego też w poniedziałek przyjdzie tutaj pani Ludmiła. Już z nią rozmawiałem
- Nie sądzisz, że wpuszczanie tutaj obcej kobiety jest ryzykowne? A co będzie, jak się twoi rodzice dowiedzą, że mamy oddzielne sypialnie? Przecież możemy sprzątać sami – fakt, mieszkanie było spore, ale bez przesady.
- Nie dowiedzą się. Nie ma opcji – rozsiadł się na sofie, z pogardą patrząc na wiadro z wodą – Pani Ludmiła sprząta u mnie od lat. Jest bardzo dyskretna i nie będzie dociekać, co się tutaj dzieje. Ja nie sprzątałem i nie mam zamiaru. I ty też nie musisz. Są od tego ludzie, którzy tak zarabiają na życie. My mamy więcej czasu wolnego, oni mają za co opłacić rachunki. Wszyscy są zadowoleni
- Skoro tak – wzruszyła ramionami i już miała wychodzić z pomieszczenia, gdy przypomniała sobie o małym przedmiocie, który schowała w kieszeni sportowej bluzy - Coś ci wypadło – powiedziała kładąc prezerwatywę w niebieskim opakowaniu na kawowym stoliku. Znalazła ją z samego rana w łazience na piętrze, pod szafką umywalkową
- Musiała mi wypaść z jeansów. Dawno ich nie nosiłem
- Jasne – zaśmiała się kpiąco, wywracając oczami. Dała mu tym samym znak, że za grosz mu nie wierzy – Jeśli myślisz, że jestem idiotką, to się grubo mylisz – dodała na odchodne i jak gdyby nigdy nic ruszyła w kierunku kuchni, by przygotować sobie sałatkę na kolacje.

Ponowny przyjazd babci nieco się przesunął w czasie ku wielkiej radości Marka. Kilka dni po urodzinach przyjaciółki zaczęła przygotowywać się do dłuższego pobytu w Polsce. Już nawet zarezerwowała bilet na samolot i pech chciał, że ponownie odezwały się korzonki. Wylot do Warszawy musiał zostać przełożony minimum o cztery tygodnie.

- Możesz mi wytłumaczyć, co ci strzeliło z tym Markiem do głowy? – dopytywał Szymczyk, gdy blond włosa kelnerka postawiła przed nimi filiżanki z parującą kawą
- Nic – wzruszyła ramionami
- Fakt, mieliśmy małą przerwę w kontaktach, ale znamy się od lat i nigdy bym nie przypuszczał, że możesz się związać z kimś takim, jak Dobrzański – kręcił głową z dezaprobatą – Dziewczyno, to nie jest facet dla ciebie
- A kto powiedział, że jest?
- A nie jest?
- Nie – odparła krótko
- Przecież przyszliście razem. Przyprowadził cię na urodziny Łukasza – tłumaczył, jak dziecku - Zawsze na takich kameralnych imprezach w domu pojawiał się sam, ale gdy zdarzało nam się ze dwa razy wychodzić gdzieś potańczyć, to przeróżne dziewczyny wisiały na jego ramionach. Przychodził z jedną, wychodził z dwiema innymi
- Powiem ci, ale tylko dlatego, że znamy się od lat i wierzę, że będziesz trzymał gębę na kłódkę – Maciej zmarszczył brwi, oczekując wyjaśnień – To nie jest naprawdę. Umówiliśmy się, że będę udawać jego dziewczynę
- Co? – zaśmiał się z niedowierzaniem
- Musi się ożenić, żeby dostać duże pieniądze od babci
- Co? – było widać, że go zamurowało – I ty przepraszam bierzesz w tym udział? – pokiwała głową – Przecież to jest jakaś chora akcja!
- To nie ja ją wymyśliłam – próbowała się usprawiedliwiać
- Ale to ty będziesz panną młodą i to ty będziesz rozwódką. Na co ci to wszystko? Naprawdę nie miał innej kandydatki? Mało dziewczyn przewinęło się przez jego łóżko? Ciebie musiał w to wciągać? Przecież to jest jakiś pomysł w kosmosu. Wycofaj się z tego, póki jest jeszcze czas
- Podpisałam już umowę – mruknęła
- Dom wariatów – kręcił głową z rezygnacją – To, że on jest popieprzony wiedziałem od dawna, ale że ty dasz się w to wmanewrować, to w życiu bym nie przypuszczał – obrzucił ją krytycznym spojrzeniem

Przez ostatnie trzy tygodnie relacje Uli i Marka można było określić jako poprawne. Generalnie żyli, jak dwójka współlokatorów. Czasem jadali razem posiłki, robili zakupy, zdarzyło im się nawet iść raz do kina, ale w gruncie rzeczy każde żyło własnym życiem. Ula pracą i sporadycznymi wyjazdami do Rysiowa, Marek firmą, kolejnymi eventami i wypadami z Sebastianem na siłownię i basen.