B

czwartek, 11 maja 2017

'Umowa' VII



- Jedziesz po nią na lotnisko? – dopytywała wyraźnie rozbawiona, gdy taksówką wracali do domów po imprezie u Łukasza
- Zwariowałaś? – niedowierzanie mieszało się z pretensją. Umysł bruneta od momentu przeczytania sms’a pracował na najwyższych obrotach – Tu trzeba mieć dobrą strategię – postanowił podzielić się z nią planem, który od dwóch godzin skrupulatnie kreślił w swojej głowie
- Ty jesteś genialnym strategiem – zakpiła z niego – Aż się boję, jeśli jest tak genialna, jak pomysł ożenku ze mną – wywróciła oczami w zabawnym geście, który najwyraźniej Dobrzańskiemu się nie podobał
- Jak masz lepszy, to śmiało – spojrzał na nią z wyższością
- To nie ja chce zostać dziedziczką fortuny, grając przy okazji babci na nosie. Jak by to powiedzieć – chrząknęła – Nie moja rodzina, nie moja sprawa
- To zaraz będzie twoja rodzina – przypomniał jej. Prowadzili dyskusję kompletnie nie zwracając uwagi, że w pojedźcie oprócz nich jest jeszcze kierowca.  
- I generalnie póki co, największy problem mam z tobą. Rodziców masz bardzo sympatycznych. Już się nie mogę doczekać, aż poznam uroczą staruszkę, przed którą ty się trzęsiesz jak galareta
- Przed nikim się nie trzęsę – wycedził wyraźnie poirytowany – To po pierwsze. A po drugie, to wcale nie zamierzam ci jej przedstawiać w najbliższym czasie – spojrzała na niego zaskoczona. Nie miała pojęcia, co knuje.
- Ojjj, to będzie zawiedziona
- Z pewnością, bo zawsze wtyka nos w nieswoje sprawy. Ale będzie to lepiej wyglądać, niż jak tuż po przylocie będę jej ciebie prezentował. Jeszcze się skapnie, że to ustawka. W gruncie rzeczy jesteśmy razem krótko i wystarczy, że rodzice widzieli, że żyjesz, istniejesz i jesteś przyzwoitą kobietą
- Przyzwoita kobieta – pokiwała głową – Dziękuję ci bardzo. W twoich ustach brzmi to, jak największy komplement – rzekła z nutą kpiny. Postanowił się nie odgryzać, bo wybitnie nie miał dziś ochoty na utarczki słowne. O ile zwykle sprawiało mu to wielką frajdę, bo była bystra i inteligentna, o tym razem za bardzo skupiony był na dopracowaniu planu o nazwie ‘przyjazd babki’. Jednak ona nie dawała za wygraną, dalej go prowokując – Swoją drogą tak się cały czas zastanawiam, czy twój plan jednak wypali. Rodzinka łyknie, że się nagle zacząłeś interesować przyzwoitymi kobietami? – spojrzał na nią z ukosa, by po odezwać się po chwili triumfalnym tonem
- Pomyślą, że dojrzałem – wyszczerzył się – Będą ze mnie dumni. Już są.
- A później znów wielkie rozczarowanie, gdy zaczniesz prowadzać się z tymi nieprzyzwoitymi – teatralnie udała zasmucenie
- Znów zaczynamy? – wywrócił oczami przypominając sobie ich ostatnią wymianę zdań na ten temat – Będziesz teraz przez całą drogę nadawać, jaki to jestem niedojrzały, nieodpowiedzialny, wieczne dziecko bez zmartwień, lekkoduch, łamacz kobiecych serc – zaczął wyliczać na palcach – A ty wspaniałomyślnie będziesz mnie wychowywać i wprowadzać na właściwe tory
- Nie zamierzam wprowadzać cię na właściwe tory, nie jestem twoim psychoanalitykiem. Po prostu staram się zrozumieć mężczyzn. Przynajmniej niektórych. Bo na przykład taki Łukasz i kilku innych twoich kolegów jednak dorosło w odpowiednim czasie i mają trochę inne zapatrywanie na życie
- Monogamia jest wymysłem człowieka i generalnie jest niezdrowa – spojrzała na niego z politowaniem, gdy wygłosił tę tezę – Tak samo, jak nie każdego kręci wicie gniazdka, sadzenie drzewa i zaprzestania stosowania antykoncepcji
- I tak do emerytury – westchnęła
- Nie wiem, czy do emerytury – wzruszył ramionami - Póki co dobrze mi tak, jak jest. Mam rodzinę od święta, przyjaciół na weekendowe spotkania i wyjazdy, a kobiety na te wieczory, gdy mam ochotę na seks. Czego chcieć więcej?
- Może tego, żeby ktoś był zawsze, a nie od czasu do czasu? Tego, żeby nie być samotnym? Przyjaciele skupią się w końcu na swoich rodzinach, dzieciach i nie będą mieć czasu balować z wiecznym singlem. A ty będziesz wracał do pustego domu i jedyne, co ci zostanie, to wyrywać małolaty w klubie na swój gruby portfel.
- Dajmy już z tym spokój – mruknął ugodowo – Ja mam swój sposób na życie, ty swój. Nikt nikogo i tak nie przekona – machnęła ręką w geście rezygnacji.

W poniedziałkowe popołudnie zadzwoniła do niego matka z pytaniem, czy przyjedzie na kolację. Doskonale wiedział, że pomysł wspólnego posiłku nie wyszedł od stęsknionych rodziców, z którymi widział się raptem pięć dni wcześniej, a od Genowefy Brzeskiej. Wykręcił się pracą do późnych godzin wieczornych i zapowiedział się na wtorek.

- Maruś – gdy tylko przekroczył próg rodzinnego domu usłyszał zdrobnienie swojego imienia, którego szczerze nie znosił – No jesteś wreszcie – siedząca pośrodku sofy starsza pani odstawiła filiżankę z herbatą i zmierzyła go od góry do dołu uważnym spojrzeniem
- Witaj babciu – uśmiechnął się sztucznie i przywitał się z nią krótkim cmoknięciem w policzek
- Przytyłeś – zaczęła, nim zdążył jeszcze usiąść – I zaczynasz siwieć – zauważyła. Zagotowało się w nim, ale postanowił nie dawać się z nią w dyskusję. Sam parę miesięcy temu zauważył na swoich skroniach pierwsze siwe włosy i z całą pewnością nie był to dla niego powód do dumy. Genia jednak nie mogła sobie darować tej uwagi, nawiązującej do tego, że się starzeje.
- Jak ci minęła podróż? – spytał uprzejmie, siadając w fotelu. Na talerzyk włożył sobie pokaźnych rozmiarów gałązkę winogron, by zatuszować nieco zespół niespokojnych rąk, który ujawniał się w sytuacjach stresowych.
- Na szczęście przyleciałam Lufthansą, więc całkiem przyjemnie. Szkoda, że nie przyjechałeś na wczorajszą kolację – w jej głosie nie pobrzmiewał smutek z nieobecności wnuka. Szybciej można się było w tym tonie doszukać reprymendy.
- Pracowałem do późna. Do domu wróciłem jakoś przed dwudziestą pierwszą. Szykujemy dużą imprezę.
- Morze alkoholu, półnagie kobiety i głośna muzyka – kręciła głową z rezygnacją
- Kulturalny event z okazji jubileuszu kliniki medycyny estetycznej. Zamiast głośnej muzyki będzie kwartet smyczkowy. A półnagimi kobietami nie byłyby zainteresowane klientki tego gabinetu. Popadłyby w jeszcze większe kompleksy – spojrzał na babkę z spojrzeniem typu ‘no i co? Jednak mylisz się co do mnie’.
- Ja naprawdę bym wolała, żebyś ty się zajął czymś przyzwoitym – westchnęła – Mógłbyś pracować z ojcem, na jakimś odpowiedzialnym… - zaczęła swoje wywody, ale nie dał jej skończyć
- Każdy z nas ma swój biznes i tego się trzymajmy. Moja praca jest naprawdę przyzwoita i nie każdy event to pijaństwo i orgie – staruszka aż się wzdrygnęła na myśl, jakie imprezy wnuk organizuje, a co gorsza na jakich bywa
- Całe szczęście, że twoja dziewczyna ma porządny zawód – uśmiechnął się w duchu, że zbyt długo nie czekała, aby przejść do konkretów – Mama wspominała, że jest zdolną księgową
- A właśnie – zręcznie odsunął temat na boczny tor, podsycając tym samym jej zainteresowanie – Gdzie rodzice?
- Ojciec prowadzi telekonferencję w gabinecie, a Helena musiała podjechać na chwilę do galerii, powinna wrócić za pół godziny – pokiwał głową w geście zrozumienia – To…
- A na długo przyjechałaś? – ubiegł ją - Mama nie wspominała, kiedy wracasz do Berlina – nałożył sobie kolejną kiść i szczerze sobie gratulował, że nie zdążył dziś zjeść lunchu, bo inaczej takiej ilości owoców by nie pochłonął
- Nie wiem jeszcze. Stęskniłam się i chcę spędzić trochę czasu z rodziną, ale dłużej niż tydzień tym razem nie będę mogła zostać. W kolejną środę moja przyjaciółka Daniela obchodzi osiemdziesiąte urodziny. Chcę osobiście złożyć jej życzenia
- Naturalnie – mruknął, zastanawiając się, kiedy któreś z rodziców do nich dołączy, bo miał dość tej konwersacji
- To kiedy ją poznam? – przyjrzała mu się badawczo
- Kogo? – udał zdezorientowanie
- Twoją wybrankę – była wyraźnie podeksctowana
- Żadna wybranka. Po prostu dziewczyna – wzruszył ramionami
- Do tej pory dziewczyn nie przedstawiałeś rodzicom – zauważyła
- No i może to był błąd. Ale póki co nie chcę robić dużego zamieszania, żeby nie zapeszyć. Jesteśmy razem raptem kilkanaście tygodni. Na duże rodzinne przyjęcia mam nadzieję, że jeszcze przyjdzie czas – Genowefa wydawała się niepocieszona i po jej minie Marek wiedział, że już zaczęła się zastanawiać, jak to niby przypadkiem zrobią mu z Heleną nalot, by mogła Ulę poznać – My nawet jeszcze razem nie mieszkamy
- No to na co czekasz? – zapytała z lekką pretensją – Rodzice mówili, że jest wyjątkowa, a takie kobiety długo nie bywają same.
- Rozglądam się za jakimś większym mieszkaniem – rzucił niby to obojętnie – Ale niech wszystko toczy się swoim rytmem.