- Pani Dobrzańska ma charakterek.
A nie wygląda – śmiał się Olszański wyraźnie rozbawiony opowieścią kolegi.
Dobrzański patrzył na niego z politowaniem – Z pewnością nie będziesz się z nią
nudził – dodał już poważniejszym tonem, by nie drażnić bruneta
- No właśnie nie wiem… - mruknął
– cały czas się zastanawiam, czy to był dobry pomysł, żeby ją w to wciągać.
Skoro teraz zaczyna pokazywać pazurki, to aż strach pomyśleć, co będzie dalej.
Sam nie wiem, czy bardziej mnie bawi, czy drażni – pokręcił głową z geście
powątpiewania
- Od początku iskrzy. To już coś.
Kto się czubi, ten – nie dane mu było dokończyć, bo Dobrzański dosłownie
spiorunował go wzrokiem
- Idź w cholerę! – syknął –
Gdybym miał więcej czasu z pewnością znalazłbym lepszą kandydatkę. Babka
doskonale wiedziała, że tym terminem przystawia mi nóż do gardła. No i mamy
efekty. Tonący brzytwy się chwyta – mruknął wyraźnie niezadowolony
- Sam mówiłeś, że twoi rodzice
byli nią zachwyceni. Zresztą nie przesadzajmy, to naprawdę fajna dziewczyna.
Odkąd zaczęła bardziej dbać o siebie muszę przyznać, że jest bardzo
interesująca i gdybym nie miał być świadkiem, sam bym się koło niej zakręcił – Dobrzański
po raz drugi przywołał go do porządku spojrzeniem – Żartowałem – podniósł ręce
w obronnym geście, choć jego wcześniejsze zdanie wcale nie brzmiało, jak żart
- To, że jest ładna nie zmienia
faktu, że próbuje mą rządzić i organizować mi życie, a tego nie znoszę
- Chyba oświadczę się Violce –
odparł nieoczekiwanie Olszański, czym wprawił w osłupienie bruneta
- Czy ty siebie słyszysz?
- O co ci chodzi? – zapytał
zdezorientowany – Jestem po trzydziestce, czas się ustatkować
- W przeciągu dwóch minut zdążyłeś
powiedzieć, że gdyby nie ja, umówiłbyś się z Ulką, by chwilę później
stwierdzić, że będziesz się żenił i to tylko dlatego, że czas ucieka. Już nie
wspominając o tym, że wy się chyba już ze cztery razy rozstawaliście
- Nie tylko dlatego, tak mi się
tylko powiedziało – wzruszył ramionami – I nie cztery, tylko dwa – podkreślił –
Zauważ, że zawsze wracam do Violki, bo w innych nie potrafię znaleźć tego, co
widzę w niej. I tak mam farta, że nikt mi jej nie sprzątnął sprzed nosa.
- No wiesz, trzeba mieć do niej
zdrowie – zaśmiał się, przypominając sobie dziewczynę kumpla. Atrakcyjna
blondynka, która była aktorką w teatrze dla dzieci, a niekiedy dorabiała jako
tancerka na organizowanych przez firmę chłopaków eventach, była znana ze swoich
oryginalnych powiedzonek i dość ekstrawaganckiego stylu bycia.
- Jest specyficzna, ale w tym
tkwi jej urok. Nogi i cycki ma każda – Marek pokiwał głową ze zrozumieniem,
chociaż dla niego akurat atrybuty kobiecości odgrywały pierwszoplanową rolę, a
reszta była tylko dodatkiem.
W czwartkowe przedpołudnie, tuż
po przyjściu do biura, zajrzał do pokoju, który zazwyczaj zajmowała Ulka, gdy
akurat była w firmie. Jak zwykle siedziała pochylona nad dokumentami,
uzupełniając kolejne rubryczki arkusza kalkulacyjnego.
- Cześć – przywitał się do progu.
Nie bardzo wiedział, czego ma się spodziewać. Od momentu ostrzejszej wymiany
zdań po kolacji u jego rodziców skutecznie się unikali, a w zasadzie nie
szukali ze sobą kontaktu.
- Cześć – zerknęła na niego
przelotnie i przeszła od razu do spraw służbowych – Papiery mi się nie
zgadzają. To jest do poprawki – podała mu kilka zadrukowanych kartek – Brakuje
mi faktur za paliwo za okres od jedenastego do dwudziestego. Musieliście
tankować, bo były w tym czasie trzy imprezy. I zdaje się, że na fakturze za
alkohol jest błąd. Ktoś się pomylił o jedno zero – wskazała odpowiednią
rubrykę.
- Tutaj jest wszystko ok.
Przyjaciel solenizanta jest właścicielem sklepu z ekskluzywnymi alkoholami,
więc przywiózł dwa kartony w ramach prezentu. My musieliśmy dokupić jedynie
szampana, stąd taka mała kwota. To zaraz poprawię – pobieżnie przejrzał
dokumenty, które mu wcisnęła – A faktury Patrycja zaraz ci przyniesie. Teraz
ona jest odpowiedzialna za rozliczanie transportu.
- Ok. Chcę to dzisiaj ogarnąć –
mówiła, nie odrywając wzroku od ekranu laptopa
- Jak będziesz wychodzić, to
wpadnij do mnie proszę – rzekł będąc już przy drzwiach
- To coś ważnego? – przyjrzała mu
się uważnie - Trochę się spieszę. O osiemnastej mam spotkanie z nowym klientem
- Coś dużego? – zainteresował się
i cofnął dwa kroki
- Trzy salony kosmetyczne na terenie
Warszawy i cztery solaria – wzruszyła ramionami
- Rozwijasz się. Fajnie – wysilił
się na uśmiech
- To coś ważnego? Zawodowego, czy
prywatnego? – świdrowała go wzrokiem – Załatwmy to teraz
- Wybitnie prywatnego – odparł,
ponownie zajmując miejsce przed biurkiem – Mój kolega obchodzi w sobotę
trzydzieste piąte urodziny. Organizuje małą domówkę. To będzie dobra okazja,
żeby cię poznali. W przyszłym miesiącu będzie spora gala, na której musimy się
pojawić. I tak będziemy skupiać na sobie uwagę wszystkich, więc wolałbym
uniknąć wieczorku zapoznawczego.
- O której? – zapytała
niechętnie. Co prawda miała na weekend zupełnie inne plany, ale jak to mówią
służba nie drużba.
- Przyjadę po ciebie za kwadrans
dwudziesta – kiwnęła głową dając mu znak, że przyjęła do wiadomości.
Była zaskoczona jego znajomymi.
Pozytywnie zaskoczona. Jubilat Łukasz okazał się ułożonym, statecznym facetem,
który owszem nie stronił od odrobiny szaleństwa od czasu do czasu, ale na co
dzień był żonatym właścicielem salonu samochodowego z trójką dzieci. Jak się
okazało Marek proponował, że zorganizuje mu urodziny z prawdziwego zdarzenia,
ale odmówił twierdząc, że imprezy dla setki osób przestały go kręcić i woli ten
czas spędzić z najbliższymi przyjaciółmi. Na przyjęciu było jeszcze trzech
kolegów z żonami, Marcin z narzeczoną, dwie koleżanki, z którymi przyjaźnili
się od czasów liceum, Agnieszka z mężem Witkiem i Brygida, której mąż od
miesiąca przebywał na kontrakcie w Dubaju. Pojawił się również Sebastian w
towarzystwie Violetty, którą wreszcie miała okazję poznać.
- A tamten? – ruchem głowy
wskazała blondyna z widoczną nadwagą, który siedząc na skraju sofy sączył
drinka
- Tomek. Jest lekko wyalienowany.
Przez lata był sąsiadem Łukasza. Kumplowaliśmy się z nim jeszcze w szkole,
później zaczął pogrążać się w swoim świecie, jak na programistę przystało. Nie
wiem po cholerę go zaprosili. Zawsze przychodzi sam, na godzinę, dwie. Wypija
parę drinków – opowiadał Dobrzański – czasem z kimś pogoda, ale przeważnie
milczy i wraca do domu. Kiedyś to był spoko chłopak, a teraz to dziwny typ – z
oddali przyjrzał się koledze, który całą swoją uwagę skupiał na smartfonie.
Uwagę Uli najbardziej skupił
jednak dwóch mężczyzn, z którymi Marek rozmawiał wyjątkowo chętnie. Singiel
Mateusz i Robert, który przyszedł z rudowłosą Niną, przedstawiając ją jako
swoją ‘partnerkę’. Jak się później dowiedziała od Asi, żony jubilata, Robert od
trzech lat był rozwodnikiem i na każdą imprezę przychodził z nową dziewczyną.
Odkąd tylko przyszedł Cieplakówna czuła, że bacznie ją obserwuje i kompletnie
ignorując swoją partnerkę zagaduje Brygidę, momentami z nią flirtując
- Kółko wzajemnej adoracji –
mruknęła do szatynki, z którą tego wieczoru nawiązała nić sympatii
- Rzeczywiście najbardziej
trzymają się razem. Takie trzy niespokojne dusze – wywróciła oczami
- Raczej łowcy – rzuciła
żartobliwym tonem, na co obie parsknęły śmiechem
- Mateo jest jeszcze młody, w
przyszłym roku kończy trzydziestkę, może się wreszcie wyszumi – zerknęła na
szwagra wzdychając ciężko - Robert to już przypadek beznadziejny, ale miejmy
nadzieję, że Marek przy tobie spoważnieje. Widzę, że to coś poważnego.
- Tak? – zapytała zdziwiona –
Wiesz ciężko powiedzieć. Jesteśmy razem raptem dwa miesiące. I – nie dane jej
było dokończyć, bo pojawili się ostatni goście. Ku jej wielkiemu zaskoczeniu w towarzystwie
jubilata do salonu wszedł Maciek Szymczyk ze swoją żoną Marysią
- Moja spóźnialska siostra –
rzuciła Asia w stronę Cieplakówny i ruszyła w kierunku pary.
- Witajcie – podeszła do nich chwilę
po ich wylewnym przywitaniu z gospodynią – Miło was widzieć – cmoknęła blondynkę
w policzek i zawisła na szyi przyjaciela
- Ulka? – zapytał z
niedowierzaniem Szymczyk – A co ty tutaj robisz?
- O to samo mogłabym zapytać was.
Nie sądziłam, że dzisiejszy jubilat to wasza rodzina
- Nie było cię na ślubie, to ich
nie poznałaś – wytknął jej żartobliwym tonem. Wiedziała, że chłopak od dawna
nie ma do niej żalu. Byli przyjaciółmi i sąsiadami od dzieciństwa. Razem w
przedszkolu, szkole, na studiach. Później ich drogi nieco się rozluźniły, gdy
Szymczyk wyprowadził się pierwszy do Warszawy, a później wraz z narzeczoną wyjechał
na kilka lat do Amsterdamu. Kontaktowali się głównie przy okazji urodzin i
świąt.
- Kiedy wróciliście? – dopytywała
– Przecież miałeś kontrakt.
- W maju. Maryśka chciała, żeby
Pawełek chował się w Polsce. Kontrakt miałem na trzy lata. Nie przedłużyłem.
- Po ciąży nie mogłam znaleźć
pracy i postanowiliśmy wrócić. Małym zajmuje się moja mama, a ja zaczęłam
pracować w salonie Łukasza. Zajmuję się ubezpieczeniami.
- No to fajnie, że jesteście na
miejscu w Warszawie. Będzie łatwiej częściej się spotkać – uśmiechnęła się
promiennie. Szymczykowie tę propozycję przyjęli z entuzjazmem
- Przepraszam was, przywitam się
z resztą – blondynka ruszyła w kierunku Mateusza
- A w ogóle co ty tu robisz? Skąd
znasz Łukasza i Aśkę?
- Dopiero ich poznałam. Przyszłam
z Markiem
- Dobrzańskim? – Maciej nie krył
zaskoczenia – No żartujesz? – parsknął śmiechem
- Nie – pokręciła głową zupełnie
poważnie
- Wy jesteście razem? – kręcił głową
z niedowierzaniem
- To długa historia – mruknęła
- Którą koniecznie musisz mi
opowiedzieć. To nie jest facet dla ciebie. Zresztą… - nie dokończył, bo zmaterializował
się koło nich główny bohater tej rozmowy
- Cześć Maciek – podał rękę
mężczyźnie i z nietęgą miną spojrzał na Cieplakównę – Kochanie mogę cię prosić
na chwilę – pociągnął ją za rękę w stronę przedpokoju
- Co się stało?
- Dwie godziny temu dostałem sms’a
do mamy. Dopiero teraz zerknąłem na telefon – chrząknął wyraźnie niezadowolony –
Babka przylatuje w poniedziałek