B

sobota, 6 maja 2017

'Umowa' VI



- Pani Dobrzańska ma charakterek. A nie wygląda – śmiał się Olszański wyraźnie rozbawiony opowieścią kolegi. Dobrzański patrzył na niego z politowaniem – Z pewnością nie będziesz się z nią nudził – dodał już poważniejszym tonem, by nie drażnić bruneta
- No właśnie nie wiem… - mruknął – cały czas się zastanawiam, czy to był dobry pomysł, żeby ją w to wciągać. Skoro teraz zaczyna pokazywać pazurki, to aż strach pomyśleć, co będzie dalej. Sam nie wiem, czy bardziej mnie bawi, czy drażni – pokręcił głową z geście powątpiewania
- Od początku iskrzy. To już coś. Kto się czubi, ten – nie dane mu było dokończyć, bo Dobrzański dosłownie spiorunował go wzrokiem
- Idź w cholerę! – syknął – Gdybym miał więcej czasu z pewnością znalazłbym lepszą kandydatkę. Babka doskonale wiedziała, że tym terminem przystawia mi nóż do gardła. No i mamy efekty. Tonący brzytwy się chwyta – mruknął wyraźnie niezadowolony
- Sam mówiłeś, że twoi rodzice byli nią zachwyceni. Zresztą nie przesadzajmy, to naprawdę fajna dziewczyna. Odkąd zaczęła bardziej dbać o siebie muszę przyznać, że jest bardzo interesująca i gdybym nie miał być świadkiem, sam bym się koło niej zakręcił – Dobrzański po raz drugi przywołał go do porządku spojrzeniem – Żartowałem – podniósł ręce w obronnym geście, choć jego wcześniejsze zdanie wcale nie brzmiało, jak żart
- To, że jest ładna nie zmienia faktu, że próbuje mą rządzić i organizować mi życie, a tego nie znoszę
- Chyba oświadczę się Violce – odparł nieoczekiwanie Olszański, czym wprawił w osłupienie bruneta
- Czy ty siebie słyszysz?
- O co ci chodzi? – zapytał zdezorientowany – Jestem po trzydziestce, czas się ustatkować
- W przeciągu dwóch minut zdążyłeś powiedzieć, że gdyby nie ja, umówiłbyś się z Ulką, by chwilę później stwierdzić, że będziesz się żenił i to tylko dlatego, że czas ucieka. Już nie wspominając o tym, że wy się chyba już ze cztery razy rozstawaliście
- Nie tylko dlatego, tak mi się tylko powiedziało – wzruszył ramionami – I nie cztery, tylko dwa – podkreślił – Zauważ, że zawsze wracam do Violki, bo w innych nie potrafię znaleźć tego, co widzę w niej. I tak mam farta, że nikt mi jej nie sprzątnął sprzed nosa.
- No wiesz, trzeba mieć do niej zdrowie – zaśmiał się, przypominając sobie dziewczynę kumpla. Atrakcyjna blondynka, która była aktorką w teatrze dla dzieci, a niekiedy dorabiała jako tancerka na organizowanych przez firmę chłopaków eventach, była znana ze swoich oryginalnych powiedzonek i dość ekstrawaganckiego stylu bycia.
- Jest specyficzna, ale w tym tkwi jej urok. Nogi i cycki ma każda – Marek pokiwał głową ze zrozumieniem, chociaż dla niego akurat atrybuty kobiecości odgrywały pierwszoplanową rolę, a reszta była tylko dodatkiem.

W czwartkowe przedpołudnie, tuż po przyjściu do biura, zajrzał do pokoju, który zazwyczaj zajmowała Ulka, gdy akurat była w firmie. Jak zwykle siedziała pochylona nad dokumentami, uzupełniając kolejne rubryczki arkusza kalkulacyjnego.
- Cześć – przywitał się do progu. Nie bardzo wiedział, czego ma się spodziewać. Od momentu ostrzejszej wymiany zdań po kolacji u jego rodziców skutecznie się unikali, a w zasadzie nie szukali ze sobą kontaktu.
- Cześć – zerknęła na niego przelotnie i przeszła od razu do spraw służbowych – Papiery mi się nie zgadzają. To jest do poprawki – podała mu kilka zadrukowanych kartek – Brakuje mi faktur za paliwo za okres od jedenastego do dwudziestego. Musieliście tankować, bo były w tym czasie trzy imprezy. I zdaje się, że na fakturze za alkohol jest błąd. Ktoś się pomylił o jedno zero – wskazała odpowiednią rubrykę.
- Tutaj jest wszystko ok. Przyjaciel solenizanta jest właścicielem sklepu z ekskluzywnymi alkoholami, więc przywiózł dwa kartony w ramach prezentu. My musieliśmy dokupić jedynie szampana, stąd taka mała kwota. To zaraz poprawię – pobieżnie przejrzał dokumenty, które mu wcisnęła – A faktury Patrycja zaraz ci przyniesie. Teraz ona jest odpowiedzialna za rozliczanie transportu.
- Ok. Chcę to dzisiaj ogarnąć – mówiła, nie odrywając wzroku od ekranu laptopa
- Jak będziesz wychodzić, to wpadnij do mnie proszę – rzekł będąc już przy drzwiach
- To coś ważnego? – przyjrzała mu się uważnie - Trochę się spieszę. O osiemnastej mam spotkanie z nowym klientem
- Coś dużego? – zainteresował się i cofnął dwa kroki
- Trzy salony kosmetyczne na terenie Warszawy i cztery solaria – wzruszyła ramionami
- Rozwijasz się. Fajnie – wysilił się na uśmiech
- To coś ważnego? Zawodowego, czy prywatnego? – świdrowała go wzrokiem – Załatwmy to teraz
- Wybitnie prywatnego – odparł, ponownie zajmując miejsce przed biurkiem – Mój kolega obchodzi w sobotę trzydzieste piąte urodziny. Organizuje małą domówkę. To będzie dobra okazja, żeby cię poznali. W przyszłym miesiącu będzie spora gala, na której musimy się pojawić. I tak będziemy skupiać na sobie uwagę wszystkich, więc wolałbym uniknąć wieczorku zapoznawczego.
- O której? – zapytała niechętnie. Co prawda miała na weekend zupełnie inne plany, ale jak to mówią służba nie drużba.
- Przyjadę po ciebie za kwadrans dwudziesta – kiwnęła głową dając mu znak, że przyjęła do wiadomości.

Była zaskoczona jego znajomymi. Pozytywnie zaskoczona. Jubilat Łukasz okazał się ułożonym, statecznym facetem, który owszem nie stronił od odrobiny szaleństwa od czasu do czasu, ale na co dzień był żonatym właścicielem salonu samochodowego z trójką dzieci. Jak się okazało Marek proponował, że zorganizuje mu urodziny z prawdziwego zdarzenia, ale odmówił twierdząc, że imprezy dla setki osób przestały go kręcić i woli ten czas spędzić z najbliższymi przyjaciółmi. Na przyjęciu było jeszcze trzech kolegów z żonami, Marcin z narzeczoną, dwie koleżanki, z którymi przyjaźnili się od czasów liceum, Agnieszka z mężem Witkiem i Brygida, której mąż od miesiąca przebywał na kontrakcie w Dubaju. Pojawił się również Sebastian w towarzystwie Violetty, którą wreszcie miała okazję poznać.
- A tamten? – ruchem głowy wskazała blondyna z widoczną nadwagą, który siedząc na skraju sofy sączył drinka
- Tomek. Jest lekko wyalienowany. Przez lata był sąsiadem Łukasza. Kumplowaliśmy się z nim jeszcze w szkole, później zaczął pogrążać się w swoim świecie, jak na programistę przystało. Nie wiem po cholerę go zaprosili. Zawsze przychodzi sam, na godzinę, dwie. Wypija parę drinków – opowiadał Dobrzański – czasem z kimś pogoda, ale przeważnie milczy i wraca do domu. Kiedyś to był spoko chłopak, a teraz to dziwny typ – z oddali przyjrzał się koledze, który całą swoją uwagę skupiał na smartfonie.
Uwagę Uli najbardziej skupił jednak dwóch mężczyzn, z którymi Marek rozmawiał wyjątkowo chętnie. Singiel Mateusz i Robert, który przyszedł z rudowłosą Niną, przedstawiając ją jako swoją ‘partnerkę’. Jak się później dowiedziała od Asi, żony jubilata, Robert od trzech lat był rozwodnikiem i na każdą imprezę przychodził z nową dziewczyną. Odkąd tylko przyszedł Cieplakówna czuła, że bacznie ją obserwuje i kompletnie ignorując swoją partnerkę zagaduje Brygidę, momentami z nią flirtując
- Kółko wzajemnej adoracji – mruknęła do szatynki, z którą tego wieczoru nawiązała nić sympatii
- Rzeczywiście najbardziej trzymają się razem. Takie trzy niespokojne dusze – wywróciła oczami
- Raczej łowcy – rzuciła żartobliwym tonem, na co obie parsknęły śmiechem
- Mateo jest jeszcze młody, w przyszłym roku kończy trzydziestkę, może się wreszcie wyszumi – zerknęła na szwagra wzdychając ciężko - Robert to już przypadek beznadziejny, ale miejmy nadzieję, że Marek przy tobie spoważnieje. Widzę, że to coś poważnego.
- Tak? – zapytała zdziwiona – Wiesz ciężko powiedzieć. Jesteśmy razem raptem dwa miesiące. I – nie dane jej było dokończyć, bo pojawili się ostatni goście. Ku jej wielkiemu zaskoczeniu w towarzystwie jubilata do salonu wszedł Maciek Szymczyk ze swoją żoną Marysią
- Moja spóźnialska siostra – rzuciła Asia w stronę Cieplakówny i ruszyła w kierunku pary.
- Witajcie – podeszła do nich chwilę po ich wylewnym przywitaniu z gospodynią – Miło was widzieć – cmoknęła blondynkę w policzek i zawisła na szyi przyjaciela
- Ulka? – zapytał z niedowierzaniem Szymczyk – A co ty tutaj robisz?
- O to samo mogłabym zapytać was. Nie sądziłam, że dzisiejszy jubilat to wasza rodzina
- Nie było cię na ślubie, to ich nie poznałaś – wytknął jej żartobliwym tonem. Wiedziała, że chłopak od dawna nie ma do niej żalu. Byli przyjaciółmi i sąsiadami od dzieciństwa. Razem w przedszkolu, szkole, na studiach. Później ich drogi nieco się rozluźniły, gdy Szymczyk wyprowadził się pierwszy do Warszawy, a później wraz z narzeczoną wyjechał na kilka lat do Amsterdamu. Kontaktowali się głównie przy okazji urodzin i świąt.
- Kiedy wróciliście? – dopytywała – Przecież miałeś kontrakt.
- W maju. Maryśka chciała, żeby Pawełek chował się w Polsce. Kontrakt miałem na trzy lata. Nie przedłużyłem.
- Po ciąży nie mogłam znaleźć pracy i postanowiliśmy wrócić. Małym zajmuje się moja mama, a ja zaczęłam pracować w salonie Łukasza. Zajmuję się ubezpieczeniami.
- No to fajnie, że jesteście na miejscu w Warszawie. Będzie łatwiej częściej się spotkać – uśmiechnęła się promiennie. Szymczykowie tę propozycję przyjęli z entuzjazmem
- Przepraszam was, przywitam się z resztą – blondynka ruszyła w kierunku Mateusza
- A w ogóle co ty tu robisz? Skąd znasz Łukasza i Aśkę?
- Dopiero ich poznałam. Przyszłam z Markiem
- Dobrzańskim? – Maciej nie krył zaskoczenia – No żartujesz? – parsknął śmiechem
- Nie – pokręciła głową zupełnie poważnie  
- Wy jesteście razem? – kręcił głową z niedowierzaniem
- To długa historia – mruknęła
- Którą koniecznie musisz mi opowiedzieć. To nie jest facet dla ciebie. Zresztą… - nie dokończył, bo zmaterializował się koło nich główny bohater tej rozmowy
- Cześć Maciek – podał rękę mężczyźnie i z nietęgą miną spojrzał na Cieplakównę – Kochanie mogę cię prosić na chwilę – pociągnął ją za rękę w stronę przedpokoju
- Co się stało?
- Dwie godziny temu dostałem sms’a do mamy. Dopiero teraz zerknąłem na telefon – chrząknął wyraźnie niezadowolony – Babka przylatuje w poniedziałek